niedziela, 2 sierpnia 2009

12.

- Ale dlaczego mam płacić za to, co zrobił mój dziadek? Nie miałam na to żadnego wpływu, bo nie było mnie wtedy na świecie - powiedziała strapiona Habatta pochylając się nad miską z wodą, żeby odmyć spoconą twarz.
- Po części masz rację - odparł Wolmer.
- No właśnie. Nie chcę się kłócić, panie. Jestem w pokojowym nastawieniu.
Wolmer zadumał się chwilę, po czym wybuch dzikim śmiechem. Był to śmiech szalonego niegodziwca.
- Tak dobrze to nie ma, głupia dziewucho! Nie rozumiesz, że Twój dziadek zrobił coś niewybaczalnego? Szczęściarz, umarł nie z moich rąk. Upiekło mu się. Jeśli będziesz robiła dokładnie to, o co proszę, wypuścimy Cię prędzej, niż myślisz. Ale jeśli będziesz stawiać opór...
- Nie stawiam żadnego oporu - rzekła cicho dziewczyna.
- Ale jeśli będziesz stawiać opór- Wolmer podniósł głos- wyda się Twoja tajemnica. Przecież wiemy, że jesteś wampirem.
Habacie na chwilę odebrało mowę. "Czy istnieje jakaś rzecz, o której Wolmer nie wie ? To niemożliwe, żeby ... "
- Tak, Habatta, czytam w Twoich myślach i to jest fakt.
Habatta nie odezwała się więcej.

Dwie godziny później Habattę odwiedził Ahmed. Habatta nie zauważyła go od razu, gdyż siedziała odwrócona plecami od drzwi. Usłyszała jednak ciche kroki za nią. Odwróciła się wystraszona. Bała się, że znowu ktoś zrobi jej krzywdę. Gdy rozpoznała Ahmeda, uśmiechnęła się miło do niego. Ahmed uklęknął przy niej i spojrzał na nią.
- O co chodzi, drogi Ahmedzie? - Zagadnęła uprzejmie dziewczyna.
Ahmed wahał się przez chwilę. Widziała jak nabiera powietrza w płuca.
- Przyszedłem, żeby Ci powiedzieć, że puszczamy Cię wolno.
Habatta spojrzała na niego, jakby nic do niej nie dotarło z tego, co powiedział. Przeraziła się, że to może być podstęp i że zaraz dostanie czymś ostrym w głowę.
- Jak to? Co na to Pan Wolmer?
- Nie ma go już. Wypędziłem go.
- Nic nie rozumiem, panie. - Habatta była całkowicie zbita z tropu. - Czy mógłby mi pan wyjaśnić co się stało?
- Mów mi po prostu Ahmed, nie obrażę się. Nie jestem aż tak stary, by zwracać się do mnie tak oficjalnie.
- W porządku. Zatem, czy mogę...
- Już opowiadam. - Przerwał jej cicho. Widać było, że jest wstrząśnięty i nie wie jak zacząć opowiadać. - Chodzi o to, że pokłóciłem się poważnie z Wolmerem. Chciał Twojej zguby, a ja nie mogłem na to pozwolić.
Serce Habatty zaczęło bić mocniej. "Czy to możliwe, by coś do mnie czuł? Nie, to jest zbyt piękne..."
- Czy mogę zadać Ci osobiste pytanie ? - Zagadnął nagle mężczyzna.
- Owszem, może pan... To znaczy, możesz, oczywiście, Ahmedzie.
- Czy Ty... byłaś już blisko z mężczyzną? - Zagaił niepewnie.
- Co masz na myśli? - zapytała nieśmiało Habatta.
- Chodzi mi o to, czy jesteś już kobietą.
- Przepraszam, ale to chyba nie Twoja sprawa... - Odparła natychmiast młoda dama. - Zostałam dobrze wychowana i niech mnie pan nie posądza o cudzołożenie. To znaczy... Ahmedzie, nie posądzaj mnie o cudzołożenie . - Uśmiechnęła się uroczo.
Ahmed zaśmiał się.
- Nie, to ja przepraszam. Widzisz, mała panienko... Pokłóciłem się z Wolmerem, bo on chciał Cię wykorzystać.
- Czy możesz jaśniej?
- Tak....
Zawahał się, lecz po chwili odpowiedział już odważniej i całkiem poważnie.
- Wolmer chciał, żebyś była jego kobietą w sypialni.
- Co takiego ?! - Wrzasnęła niespodziewanie dziewczyna. - Jak on śmiał?! Co za łotr. Nienawidzę go !
- Uspokój się, proszę. - Powiedział Ahmed potrząsając dziewczyną delikatnie, choć stanowczo. - Teraz już rozumiesz? Chciałem Cię chronić. Nie pozwolę, by stała Ci się krzywda.
- Mogę teraz ja zadać pytanie?
- Ależ proszę.
- Dlaczego tak dobry mężczyzna, jak Ty musi służyć komuś tak złemu jak Szatan?
Ahmed spojrzał na nią dosyć dziwnie, jakby niczego nie rozumiała. "To nie jest tak, jak myślisz. Wy wszyscy się mylicie", pomyślał i wykonał jakiś niezrozumiały gest ręką. W pewnej chwili, Habatta przestraszyła się, że może ją uderzyć, ale szybko się opamiętała.
- Szatan wcale nie jest zły. To ludzie tak Go postrzegają. Ale dość wrażeń na dzisiaj, pewnie chcesz wrócić do domu?
- Owszem, chociaż mieszkanie jest puste. Mój ojciec wyjechał, gdyż jest pastorem. Często wyjeżdża. Jeśli zechcesz, możesz zamieszkać u mnie przez jakiś czas.
- Czy to będzie właściwe?
- Jak najbardziej. Mój ojciec nigdy się mną specjalnie nie interesował.
Habatta posmutniała. W pewnym momencie Ahmed przytulił ją delikatnie.
- W takim razie, chodźmy. - Powiedział do wstrząśniętej, ale równocześnie szczęśliwej Habatty, która pokochała go jeszcze bardziej . Jej uczucie jednak stało się bardziej delikatne, bo sama była względem niego dużo bardziej wyrozumialsza.

środa, 29 lipca 2009

11.

- Mam nadzieję, że zapamiętasz dobrze tą lekcję, Ty mała, cwana gąsko - zasyczał cicho głos.
Habatta otwarła powoli oczy. Nie mogła poruszyć głową. Czuła się jakby dostała obuchem w głowę. Zobaczyła wokół siebie kałużę krwi. Poruszyła ustami. Nie wiedziała czy jest w stanie mówić.
- Gdzie... jestem... - jej wargi zadrżały. Powoli odzyskiwała świadomość i podejrzewała gdzie się znajduje, a mianowicie, w lochu. W brudnym, śmierdzącym, ciasnym lochu.
- Znajdujemy się parę kilometrów od mojej posiadłości - zakomunikował ostro. - Sądzę, że jesteś głodna, więc oto Twoje jedzenie - po czym kopnął w stronę Habatty talerz z jedzeniem.
- Czemu mnie... - zaczęła.
- Dowiesz się w swoim czasie. Za niedługo masz gościa, doprowadź się do porządku- wskazał na miskę pełną wody obok. - To ktoś zacny i chce z Tobą rozmawiać. Do zobaczenia.

Parę godzin później Habatta ujrzała zakapturzoną postać, która zdawała się nie mieć twarzy. Był to wysoki i umięśniony mężczyzna. Gdy przemówił, jego głos brzmiał szorstko i niewyraźnie.
- Witam! A więc to Ty jesteś Habatta Lauren, mój odwieczny wróg...
- Wróg? O czym Pan mówi? - wytrzeszczyła na niego oczy. - Nie chcę mieć żadnych wrogów.
- A, i owszem, jeśli nie chcesz, nie będziesz mieć. Wystarczy, że będziesz mi posłuszna i wykonasz wszystkie moje polecenia.
- Będzie mi Pan stawiał warunki?
- Masz coś przeciwko, Habatta?
- Nie mam. Proszę respektować to, że nie czuję połowy twarzy. To przez Ahmeda. Widzi Pan...
- Milcz! Wiem co zrobił Ahmed, ponieważ ja mu to zleciłem! - zagrzmiał tajemniczy mężczyzna.
Nazywam się Wolmer.
Habatta nie wiedziała już czy śni, czy dzieje się to naprawdę. A jednak, po mimo obecnego stanu, była przygotowana od dawna na to, że spotka się z Wolmerem i będzie musiała z nim walczyć.
- Widzisz, dziecko drogie, jeśli rozmawiasz z Wolmerem, rozmawiasz również z samym Szatanem, ponieważ jestem jego najwierniejszym sługą. Znam wszystkie jego plany, sekrety i kryjówki. Jestem bowiem Jego prawą ręką. Gdzie Szatan, tam ja.
- Słyszałam o Panu - bąknęła Habatta. - Dlaczego mamy toczyć ze sobą walkę?
- Ponieważ stary Martin, Twój dziadek zrobił przed laty coś bardzo złego, za co przyjdzie Ci płacić do końca swego istnienia.
- Co takiego zrobił mój dziadek?
Oczy Wolmera pociemniały z gniewu. Zacisnął pięści z całej siły. Stał tak i gapił się tępo w podłogę, aż nie odzyskał sił do mówienia.
- Martin... - zaczął przytłumionym głosem. Habacie zrobiło się nagle go żal. Wyglądał tak, jakby zaraz miał się rozpłakać rozdzierająco. Był przy tym niesamowicie męski. "Szkoda, że uważa mnie za swojego wroga", myślała niewinnie Habatta. - On sprzedał mojego Pana. Sprzedał wszystkich za parę monet.

niedziela, 26 lipca 2009

10.

Obudziła się w jasnym pokoju pełnym świec. Spało jej się dobrze. Dostrzegła, że leżała w łóżku z baldachimem. Bardzo jej się tutaj spodobało. "Gdzie ja jestem?", zastanawiała się uporczywie dziewczyna. Przeciągnęła się, lecz po chwili znów zapadła w głęboki sen.
Obudziła się dopiero o jedenastej. Gdy otworzyła oczy, nie mogła im uwierzyć. Po paru chwilach wiedziała, że się nie pomyliła. Obok łóżka stał sam Ahmed, jej obiekt licznych westchnień. Ten Ahmed, do którego cicho wzdychała i śniła prawie każdej nocy od momentu, gdy zobaczyła go w szklanej kuli. Przetarła zaspane oczy.
- Dzień dobry, droga panienko - odezwał się głęboki głos. Habacie serce zabiło mocniej. Jaki on cudowny! Jego głos brzmiał jak dotyk motyla, choć jednocześnie był stanowczy i silny.
- Witaj - wykrztusiła tylko, zachwycona jego urokiem.
- Pewnie zastanawiasz się co tu właściwie robisz...
- Owszem.
- To mój dom. Zaniosłem Cię tutaj, gdyż byłaś zupełnie nieświadoma. Znalazłem Cię obok jaskini...
- Ach, tak. Nie wiem co się stało- odparła cicho Habatta.
- No, nieważne- rzekł szybko Ahmed. - Najważniejsze, że jesteś bezpieczna. Nazywam się Ahmed von Luxmurd.
Jestem baronem, a oprócz tego, zarabiam tworząc muzykę.
- Jesteś muzykiem... - myślała na głos. "Przecież wiem jaka jest prawda! Ahmed to pomocnik szatana, a nie żaden muzyk czy baron. Czemu on kłamie? Co on knuje?"
- Tak, tworzę biesiadne piosenki, całkiem luźne.
- Ach tak, rozumiem - powiedziała z marsem na czole.
- Coś nie tak? Nie ufasz muzykom?
- Nie, to nie to. Nieważne. Nazywam się Habatta Lauren.
- Miło mi Cię poznać, piękna panienko.
- Jaka tam piękna...
- Pewnie jesteś już dorosłą kobietą, mam rację?
- Skąd, panie Ahmedzie! Mam dopiero czternaście lat.
- Mów mi po imieniu. Cóż, wyglądasz na sześć lat starszą. Ale widać pozory mylą.
- Oj, mylą, mylą...
"Nawet nie wiesz jak bardzo, drogi Ahmedzie. Myślałam, że jesteś uczciwy i szlachetny. No tak, jak możesz być szlachetny, skoro pracujesz dla samego Księcia Ciemności..."
- Dobrze, koniec tego gadania, Habatto. Ubierz się, zaprowadzę Cię do jadalni. Zjesz porządnie i, jeśli chcesz, możesz wrócić do domu. Rodzice pewnie się martwią o Ciebie.
- Ojciec akurat wyjechał w podróż, jest pastorem. A matka nie żyje od czterech lat.
- Przykro mi, ale , cóż, każdy dźwiga swój krzyż- powiedział chłodno i wyszedł z sypialni.

Jedzenie było pyszne. Habatta nigdy nie jadła czegoś równie wspaniałego. Najczęściej wystarczała jej tylko pajda chleba na śniadanie i cienka zupa na obiad. Tutaj skosztowała każdego przysmaku, od wołowiny, do rosołu, kurczaka, a nawet kaczki z jabłkiem.
Gdy Ahmed dołączył do posiłku, poczuła, że jej uczucie znowu wzrosło. To najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałam. Podobało jej się wszystko w Ahmedzie, od sposobu uśmiechania się, jedzenia, po dołeczki w policzkach i czarujący uśmiech. Bolało ją tylko to, że mężczyzna o tak szlachetnej powierzchowności jest sprzymierzeńcem diabła.

- Muszę teraz iść do mojej pracowni, mam coś do zrobienia. Ludzie oczekują ode mnie, że zagram na najbliższym ognisku... - mówił pochłonięty w rozmyślaniach Ahmed w wielkim ogrodzie, pełnym kwiatów i krzewów. Postanowił, że zabierze tu Habattę, żeby odpoczęła i nabrała sił po uderzeniu w głowę.
- Dlaczego kłamiesz ? - nie wytrzymała dziewczyna. - Przecież wiem kim jesteś. Pewien wróżbita pokazywał mi Ciebie. To Ty jesteś pomocnikiem Szatana! - wypaliła nagle.
Po wypowiedzeniu tych słów, dostrzegła w spojrzeniu Ahmeda coś dzikiego i nieokiełznanego, po czym rzucił się na nią i powalił na ziemię z impetem...

9.

Habatta poznawała nowych ludzi. Rówieśnicy już nie byli negatywnie nastawieni do niej, odkąd zniknął dziwny kolor jej oczu. 25 września w ciepły, jesienny dzień wybrała się na wędrówkę po lesie z dziewczyną z sąsiedztwa, Rebecą. Panienki dogadywały się ze sobą, miały te same zainteresowania, doskonale siebie uzupełniały. Rebeca lubiła wyścigi konne i zabawy przy ognisku, natomiast Habatta wolała w wolnych chwilach grać na lirze, co ostatnio czyniła często, chodzić po lesie i śpiewać. Dzieciaki w szkole uważały, że ma piękny głos.
- Podoba Ci się ten Alek z podwórka obok? - zapytała chichocząc Rebeka.
- Prawdę mówiąc, kocham kogoś innego - powiedziała zarumieniona Habatta.
- Ooo, a kto to jest? Czyżby ten przystojny brat Alka, Konrad? - pytała dociekliwa Rebeca, trącając łokciem koleżankę.
- Nie, to nie brat Alka. Nie mogę powiedzieć kto to jest, ale widziałam go raz. Ciągle o nim myślę, nie umiem przestać. Chciałabym go kiedyś jeszcze raz zobaczyć...
Szły dalej w milczeniu. Od czasu do czasu jedna coś bąknęła do drugiej, ale więcej słów nie padło.
"Z Bereniką mogłam gadać godzinami, nie kończyły nam się tematy...", myślała roztargniona Habatta. "Rebeca jest w prawdzie sympatyczna, ale czasem brakuje mi z nią tematów do rozmowy. Lubimy się, ale, jak widać, nie dość wystarczająco, żeby buzie nam się nie zamykały. "
Pogoda nagle się zepsuła. Na niebie pojawił się ciemne chmury i po paru minutach lunął deszcz. Nic nie wskazywało na zmianę pogody, więc dziewczyny były zdziwione. Schroniły się w pobliskiej jaskini, chociaż Rebeca ostro protestowała.
- Tam są pająki! -krzyknęła wystraszona dziewczyna.
- Jeśli chcesz moknąć w deszczu, to moknij. Ja wchodzę do środka.
Po chwili zastanowienia Rebeca weszła za Habattą do wnętrza jaskini.
Nie spodziewały się tak mocnego deszczu, tym bardziej, że była rano słoneczna pogoda. Były jeszcze bardziej zdziwione, gdy zaczęło się błyskać.
- Burza! Muszę iść do domu, rodzice będą się martwić! - zawołała Rebeca.
- Żartujesz? Chcesz mnie zostawić tutaj? - spojrzała z niedowierzaniem na koleżankę.
- Wybacz, muszę! Rodzice się na pewno panicznie boją o mnie.
" A mój ojciec nie? ", pomyślała zirytowana Habatta, ale nic nie powiedziała. Pozwoliła skinieniem głowy, żeby Rebeca poszła w swoją stronę.
"Siedziałyśmy w tym razem. Fakt, rodzice Rebeci są dość ostrzy, ale którzy nie? Każdy rodzic pragnie dobrze wychować swoje dziecko. Ale o byciu dobrym, uczciwym przyjacielem często się zapomina. "
Habatta poczuła, że dzisiaj straciła przyjaciółkę. Zatęskniła za Bereniką... Musi ją odwiedzić jeszcze w tym miesiącu! Ojciec powinien się zgodzić. Wspominał nawet, że ją zabierze, ale dopiero za pół roku. A Habatta nie umiała więcej czekać.

Habatta obserwowała jak ogromny piorun przecinał niebo. Bała się, ale nie okazywała tego. Wszelkie troski i zmartwienia zatrzymywała w sobie. Po co świat ma znać jej lęki? Niepotrzebne to jest.
Usłyszała huk, lecz nie wydała go błyskawica. Rozglądała się wokół z rosnącym napięciem.
- Ktoś tu jest?
Cisza. Nic nie wydało dźwięku. Odwróciła się, by patrzeć na to, co się dzieje wysoko. Potem już nic nie zobaczyła, bo poczuła dotkliwy ból i runęła na ziemię...

piątek, 24 lipca 2009

8.

W nocy miała sen. Śnił jej się wysoki blondyn o niebieskich oczach. Był dobry, szlachetny i powściągliwy. Nagle zamienił się on w coś wielkiego, niezgrabnego i bezkształtnego. Zawył ciężko i tak po prostu odszedł. Nad ranem Habatta zastanawiała się co to może oznaczać. Czy śnił jej się Ahmed? Bardzo możliwe. Widziała go tylko raz i odtąd prawie ciągle o nim myślała. Od jej przyjazdu minął już rok. Co trzy, cztery miesiące zamieniała się w wampira, ale wciąż nie wiedziała jaka misja ją czeka. Tak jakby ktoś specjalnie skazywał ją na oczekiwanie. A może była jeszcze za młoda jakąkolwiek misję? Habatta nie miała pojęcia po co zamienia się w wampira, po co akurat ona? Nie wiedziała do czego została stworzona i jaki to ma sens. Ojciec bardzo często wyjeżdżał i odprawiał msze. Niekiedy nie było go aż miesiąc, innym razem parę dni. Dziewczyna w tym czasie musiała sama prowadzić dom. Czasem przyjeżdżała ciotka, żeby jej pomóc, ale gdy widziała, że bratanica świetnie radzi sobie sama, przestała przyjeżdżać i zajęła się swoimi sprawami. Habatta tęskniła za swoją przyjaciółką Bereniką, którą poznała rok temu w Oslo. Pisały do siebie bardzo obszerne listy, w których opisywały swoje odczucia, marzenia, pragnienia oraz to, co się toczy w ich życiu. Wielokrotnie pisały, że bardzo za sobą tęsknią i chcą się zobaczyć jak najprędzej. Niestety, podróż do Oslo jest po pierwsze, kosztowna, a po drugie, długa i wyczerpująca. Po czwartej przemianie w wampira zaproponowała, żeby przeprowadzili się do Oslo, lecz ojciec nie wyraził na to zgody. Miejsce Habatty jest w Trondheim i tylko od święta może ją tam zabierać. Od czasu pierwszej przemiany nie odwiedzili Oslo. Dziewczyna sama nie wiedziała dlaczego. Przemiany były coraz krótsze, ostatnia trwała tylko cztery dni.

Czternastoletnia Habatta po dwóch miesiącach wcale nie zamieniała się w wampira. Wszystko ustało, nawet zniknął żółtawy odcień jej oczu. Ojciec zdawał się tego nie zauważać, a może udawał? Pochłonięty pracą, rzadko kiedy rozmawiał z córką.

Habatta nie miała pojęcia, że za jakiś czas spotka na swej drodze kogoś, kto sprawi, że zamieni się w wampira na zawsze...

środa, 22 lipca 2009

7.

Przemienienie w człowieka nastąpiło po czternastu dniach bycia w wampirzej skórze. Habatta nie czuła wówczas żadnego bólu. Znowu miała długie, smukłe palce, alabastrową cerę, jasnobrązowe, gdzieniegdzie żółtawe oczy i szczupłą sylwetkę. Najbardziej cieszyła się, że nie ma już sierści i znowu.
Noc była zimna i duszna. Leżenie w obcym, niewygodnym łóżku sprawiało, że 13- letnia Habatta czuła się co najmniej nieswojo. Długo myślała o tym, co powiedział jej Albin. Podobno młody Ahmed jest nieziemsko przystojny i co chwilę ma nową kochankę. "To dziwne, ale chciałabym go poznać, porozmawiać z nim...", myślała głośno dziewczyna w łóżku. Pod koniec rozmowy z wróżbitą, mężczyzna zaprezentował jej szklaną kulę, dzięki której widział przyszłość. Wyjął ją z niedużego tłumoczka. W owej kuli zobaczyła pięknego Ahmeda. Wyglądał dokładnie tak, jak miał wyglądać mężczyzna z jej snów. Dużo myślała o nim, jak o swoim ukochanym.
Następnego dnia przechadzała się ulicami gwarnego miasta. Zaczepiła ją młoda kobieta z malutkim dzieckiem.
Była to bardzo ładna kobieta o okrągłej buzi i śniadej karnacji.
- Proszę nam pomóc - zwróciła się do Habatty. - Mąż wyrzucił mnie z domu, kiedy urodziłam dziecko... Nie jego - kobieta pochyliła głowę. - Stała się tragedia, zgwałcono mnie. Mąż mi nie uwierzył i zostałam bez dachu nad głową. Błagam, panienko, pomóż mi.
- Tak mi przykro z powodu pani sytuacji... - rzekła powoli Habatta. - Mieszkam teraz z przyjacielem ojca. Musiałam się przeprowadzić na jakiś czas - zawahała się- ale nie mogę o tym mówić. Ulrik na pewno ugości panią i pani dziecko. Jak się pani nazywa?
- Jestem Berenika. Nie mam nazwiska. Pochodzę z południowej Polski, tam się urodziłam i mieszkałam przez wiele lat. Jednak mojego ojca skazano na wygnanie za zdradę ojczyzny... To długa i smutna historia. Moje życie jest tak naprawdę koczownicze.
Szły chwilę w milczeniu. Każda zastanawiała się nad sytuacją tej drugiej. Nie wiadomo dlaczego, Habatta pomyślała, że może widzieć w Berenice przyjaciółkę, chociaż znały się od paru minut.
- Ja jestem Habatta - zreflektowała się, po czym zatrzymała się i oficjalnie podała rękę Berenice. - Urodziłam się w Oppdal, jednak silna nawałnica spowodowała liczne zniszczenia i zostaliśmy bez dachu nad głową. Miałam wtedy tylko kilka lat. Później przez wszystkie lata mieszkałam w Trondheim. Chwilowo przebywam w Oslo, ale to się zmieni. Ulrik, mężczyzna, z którym mieszkam napisał już do mego ojca, żeby po mnie przyjechał.
- Czy ten... Ulrik jest Twoim mężczyzną? - spytała zaciekawiona Berenika.
- Ależ skąd, Bereniko! Ja mam dopiero trzynaście lat.
- Naprawdę? Wyglądasz na dojrzałą kobietę! Dałabym Ci minimum szesnaście, gdy tym czasem okazuje się, że jesteś jeszcze młodą gąską - uśmiechnęła się zdziwiona kobieta.
- Też się zastanawiam czemu wyglądam na starszą. To jest dziwne, ale nic nie poradzę. O, jesteśmy już obok domu Ulrika. Jestem pewna, że znajdzie dla Ciebie radę.

Ulrik siedział przy stole gładząc się w zamyśleniu po głowie.
- Ciężka sprawa... - zaczął niepewny. - Jestem skłonny ugościć Cię na jakiś czas, Bereniko - zwrócił się do bezdomnej kobiety. - Ile Ty właściwie masz lat?
- Och, jestem jeszcze młoda, panie. Mam tylko siedemnaście lat. Wyszłam za mąż, gdy miałam piętnaście. Jak pan widzi, wszystko u mnie potoczyło się szybko.
- Zamieszkasz na jakiś czas ze mną. Czekamy teraz na list Ejmonda, ojca Habatty. Przez jakiś czas będziecie dzielić pokój.
Młode panienki uśmiechnęły się do siebie. "Tak, to początek czegoś wyjątkowego. Czuję, że wreszcie znalazłam przyjaciółkę", myślała Habatta ścieląc łóżko, gdy już była w swoim pokoju.

Pięć dni później Ulrik przekazał list od Ejmonda Habacie po śniadaniu. Dziewczyna ucieszyła się niezmiernie, gdy przeczytała, że za dziesięć będzie już w Trondheim. Listy zazwyczaj przychodziły jeszcze szybciej, lecz ojciec był zajęty mszami. Pracował ostatnio o wiele ciężej, niż zazwyczaj. Często miał przecież krótki urlop za dobrą służbę, lecz teraz harował jak wół. Miał aż siedem mszy każdego dnia i było to wyczerpujące zajęcie. Gdy Habatta była mała, a jej matka jeszcze żyła, od czasu do czasu pełnił funkcję misjonarza i jeździł po całym kraju, więc podróże nie były dla nim niczym obcym.

Pożegnanie dziewczyn było wzruszające i czułe. Długo stały na dziedzińcu składając sobie obietnice i dziękując za spędzony razem czas. I chociaż znały się tak krótko, połączyła je nierozerwalna więź. Mogły mówić ze sobą o wszystkim, znalazły od razu wspólny język.
Jedenaście dni później, Habatta dotarła do Trondheim cała i zdrowa.

6.

- Spotkasz się dziś z pewnym wróżbitą, który z pewnością Ci pomoże - powiedział Ulrik któregoś dnia. - Jest to bardzo mądry i spokojny człowiek. Ma Ci zarazem coś ważnego do powiedzenia.
- Ale ja nie mogę wyjść... - zaczęła rozżalona Habatta.
- Dość tej próżności, dziewczyno! - przerwał Ulrik stanowczo. - Nie na darmo jesteś wampirem. Masz do wykonania pewną misję. Ale nie mi Cię o tym informować. Mam zaufanie do tego wróżbity, liczę, że Ci pomoże. Ma na imię Albin. Nie bój nic, przyjdzie tutaj. Nie będziesz musiała wychodzić.
Habatta spojrzała z wdzięcznością na Ulrika i uśmiechnęła się nieśmiało.

Parę godzin później w drzwiach stanął Albin. Spojrzał badawczo na bestię przed nim. Na początku, gdy ją zobaczył, nie wiedział co powiedzieć. Poinformowano go, że córka Ejmonda, jego dobrego, starego znajomego przemieniła się w wampira, ale nie sądził, że owe zmiany przebiegły tak radykalnie. Ciało dziewczyny zostało całkiem zdeformowane. A miała tylko naście lat...
- Witam Cię, Habatto Lauren - przywitał się Albin. - Ja nazywam się Albin von Strausse. Oprócz tego, że jestem jasnowidzem i potrafię pomóc ludziom, jestem też śpiewakiem, ale, mniejsza o to. Nie przyszedłem tu, aby się przechwalać, lecz po to, żeby Ci pomóc odnaleźć się w Twojej sytuacji. Muszę też z Tobą porozmawiać.
- Dzień dobry, proszę pana... - wykrztusiła tylko do mężczyzny w podeszłym wieku, który stał naprzeciwko niej. - Proszę wejść do środka- wskazała gestem pomieszczenie.
Usiedli wygodnie na drewnianych krzesłach. Spojrzeli na siebie. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza.
- O czym chciał pan ze mną rozmawiać? - spytała nagle Habatta.
- Muszę Ci powiedzieć, drogie dziecko, po co zostałaś wampirem. Ja wiem. Powiem Ci wszystko, co powinnaś wiedzieć. Tylko dokładnie mnie słuchaj, obiecaj.
- Obiecuję - powiedziała tylko.
- Całkiem niedawno, bo w roku 1124, na samym początku trzynastego wieku sługą Szatana został Wolmer.
Mówi się, że jest najgorszym stworzeniem, jakie chodzi po tej ziemi. Nie cofnie się przed niczym. Musisz wiedzieć, że on walczył z Twoim dziadkiem przez całe dziesięć lat... Czy rodzice Ci o nim opowiadali? O Twoim dziadku?
- Tak, mama opowiadała mi, gdy miałam osiem lat. Pamiętam jakby to było wczoraj tą rozmowę... Dwa lata później zmarła - głos Habatty załamał się.
- Już, już dobrze, dziecko- rzekł cicho Albin i pogłaskał dziewczynę po dłoni. - Domyślam się, że jest Ci ciężko po tej tragedii. Pomyśł jak mógł czuć się biedny Ulrik. Stracił wszystkie swoje dzieci. A Kasandra... To znaczy, żona Ulrika...
- Właśnie, gdzie ona jest? Nie widziałam jej nigdzie.
- Otóż, do tego zmierzam. Ona jest czarownicą. I też musi się ukrywać... Nikt nie wie gdzie jest, więc Ulrik został sam.
- Tak po prostu zniknęła?
- Tak. Zostawiła tylko list Ulrikowi. Ale nie o tym mieliśmy mówić. Wolmer ma swojego sługę- Ahmeda. Obaj są źli do szpiku kości, ale mówi się, że Wolmer długo szantażował Ahmeda, że jeśli nie zostanie jego sługą, rozpowie wszystkim o tym, że jest z nieprawego łoża i jego matkę skażą na liczne tortury, a może nawet na śmierć. Ta druga opcja byłaby bardzo prawdopodobna. Ahmed jest młody, ma dopiero osiemnaście lat, ale w życiu doświadczył już bardzo wiele. Zmierzam do sedna, strzeż się nich, tym bardziej Wolmera. Sądzę, że on tylko czeka, żeby Cię dopaść. Uważaj na niego i bądź czujna. Nie ufaj nikomu...

wtorek, 21 lipca 2009

5.

Przeobrażenie nastąpiło drugiego czerwca krótko przed północą. Kolor oczu Habatty już nie był lekko żółtawy, lecz po prostu żółty. Z gardła wampirzycy wydarł się ryk, kiedy poczuła silny ból. Szpony, sierść, brzydota, żółte, ohydne oczy... Dotknęła swoich zębów. Dwa z nich były dłuższe, od reszty. Spojrzała w lustro. "Jestem taka... przerażająca! Nie chcę tak wyglądać, och, pomocy, pomocy... Muszę iść do ojca, on mi pomoże!", myślała zdesperowana wampirzyca.
Nic nie pozostało z dawnej Habatty. Pokonawszy strome schody, znalazła przed pokojem Ejmonda. Zapukała.
Cisza. Ojciec nie otworzył drzwi.
- Wiem co się stało - powiedział zza drzwi- wiem, dokładnie wiem. To samo spotkało ojca Oksany, niech spoczywa w pokoju...
- Ojcze, musisz mi koniecznie pomóc! Nie mogę się w takim stanie pokazać na ulicy! Muszę wyjechać gdzieś daleko, ukryj mnie gdzieś, gdziekolwiek...
Drzwi powoli się otworzyły. Nagle Ejmond wydał się taki mały, nic nie warty przy potężnej postaci, która stała naprzeciw niego. Nie był jednak przestraszony, nie dostał ataku szału, nie zamierzał uciekać. Widział już podobne przypadki. Wiedział, że prędzej czy później, jego córka zamieni się w to okropieństwo.
- Pomogę Ci, oczywiście, że tak. Słuchaj, mam przyjaciela w Oslo. Musimy się tam dostać jak najprędzej. On zawsze wiedział, że staniesz się wampirem.
- Do Oslo?!
- Tak... Wiem, że to daleka droga, ale musimy spróbować.
- Ojcze, jesteśmy w Trondheim. Oslo jest po drugiej stronie kraju. Zamierzasz podróżować miesiąc?
- O wiele krócej. Pojedziemy konno, dotrzemy w jakieś dziesięć dni. Umiesz doskonale jeździć na koniu. Weźmiemy prowiant...
- To, co mamy w kuchni starczy nam na góra cztery dni, nawet jeśli będziemy jeść bardzo mało.
- Chodź, usiądziemy w kuchni, porozmawiamy... Nie będziemy tak stać - rzekł Ejmond i udali się do kuchni.
- Ojcze, po pierwsze: jak ukryjemy mój wygląd? Nie możemy udać się konno do Oslo, bo musiałabym co najmniej jechać z workiem na głowie, z miejscem na oczy.
- Przepraszam, myślę szybko i nielogicznie. Musielibyśmy pojechać tam dorożką, nic innego nam nie pozostaje. Mamy przecież jedną w stajni. Oczywiście, nie dorównuje dorożce króla, bo nie mamy na to pieniędzy, ale myślę, że...
- Ojcze, Ty już nic nie myśl. Jedziemy. Czeka nas daleka droga i nie mamy czasu na gadanie.

Dotarli do Oslo w dwanaście dni. Habatta w dzień ukrywała się we wnętrzu dorożki. Okna zasłaniali dużymi liśćmi. Oslo okazało się miastem takim, jak inne. Oprócz sklepów z drogimi ubraniami oraz bogatymi ludźmi przechadzającymi się swobodnie po ulicach, nie było nic fascynującego. Było gwarnie, ludzie hałasowali głośno nawołując do siebie. Damy w ciepłe dni nosiły parasolki.
W nocy udali się do domostwa przyjaciela ojca, Ulrika. Z opowieści ojca wynikało, że jest to ciepły i wyrozumiały mężczyzna, który widział w życiu niejedno. Przeżył troje dzieci, które zmarły w wyniku szerzących się epidemii. Mieszkał sam z ukochaną żoną w wielkim budynku na obrzeżach miasta.
Nie było czasu na powiadomienie Ulrika o nieoczekiwanych gościach, toteż kiedy zobaczył ich w drzwiach, bardzo się zdziwił. Zdziwienie jednak trwało krótko, bo musieli ukryć Habattę...

4.

Wiosna chyliła się ku końcowi, pąki dawno dojrzały, a wokół panowała zieleń. Nastoletniej Habacie chciało się śpiewać, tańczyć nago wśród pobliskich brzóz, grać na lirze i chodzić boso po trafie. Wiosenne dni mijały coraz szybciej, chodziła do pobliskiej szkoły i uczyła się pisania, czytania oraz liczenia. Mijał już rok od śmierci ukochanej mamy. Miała do siebie ogromny żal, że nie pożegnała się z nią przed śmiercią. Tak bardzo była zszokowana swoim stanem, że nie zwracała uwagi na rodziców, ani na nikogo innego. Śmierć matki ocuciła ją. Zorientowała się, że przez trzy tygodnie nie była dobrą córką. Stała się wyblakłym cieniem, bo nie potrafiła pogodzić się z tym, co powiedział jej ojciec.

Któregoś dnia Habatta wracała z miejscowego sklepu. Ulice były zalane z powodu wielkiej ulewy. Woda sięgała do połowy łydki, więc szło się beznadziejnie. Habattę zaczepiła grupka dzieci z sąsiedztwa.
- Patrzcie, na nią! Widzicie jej oczy? Ludzie, to czarownica! Powinnaś zostać spalona na stosie, ty mała wiedźmo! - krzyknęło jedno dziecko.
- Tak, zgadzam się z Wilhelmem! Spalić tą czarownicę! Czemu ona może bezkarnie chodzić sobie po ulicy? W dodatku mieszka w takim bogatym domostwie! Za co? Jej ojciec musi zarabiać krocie!
- W dodatku jest brzydka jak noc listopadowa- dołączyła się piegowata dziewczyna, która nie grzeszyła urodą. - I patrzcie jak nosa zadziera! To istna łazęga!
Habatta spojrzała na grupkę cierpliwie znosząc obelgi. Po chwili odezwała się:
- Wiem, że jestem inna od was, ale to jeszcze nie znaczy, że macie prawo uprzykrzać mi życie. Jestem człowiekiem, tak samo jak Wy i mam uczucia. Rodzice uczyli mnie szacunku do drugiego człowieka, a Wy nie wynieśliście z domu obycia i dobrego zachowania. Współczuję Wam.
Dzieci nie powiedziały już nic, zatkała ich jej krótka, aczkolwiek dobitna przemowa. Habatta była jak na swój wiek dojrzała i spokojna. Rzadko unosiła się gniewem w takich sytuacjach, jak ta. Potrafiła mówić, co myśli z rozsądkiem i klasą. Tego właśnie uczyła ją matka.

Dwa lata później, w wieku 13 lat dorastająca Habatta dostała pierwszą miesiączkę. Dziewczyna nie wiedziała co jej jest, gdyż ojciec nigdy z nią nie rozmawiał na te tematy. Całą noc płakała i nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, sądziła, że zaraz umrze. Dzień po tym wydarzeniu z wizytą przyszła siostra Ejsmonda, Rose.
Rose była rozsądną, dobrą i uczynną kobietą, twardo stąpającą po ziemi. Nie miała męża, ani dzieci, żyła samotnie ze starzejącą się matką i jej służącymi. Wytłumaczyła swojej siostrzenicy, że miesiączka to bardzo dobry objaw w życiu kobiety. Wyjaśniła jej wszystko, co musi wiedzieć i uspokoiła Habattę.
- Stałaś się kobietą, Habatto. To nic nienormalnego, tak się po prostu toczą losy kobiety. Życie każdej z nas jest trudne, ale jesteśmy silne i wytrzymamy, prawda?
Habatta skinęła głową. W nocy spała spokojnie. Śniła o łąkach, polach, lasach oraz o tym, że leżała całkiem naga na trawie. Zobaczyła swoje ciało, które spodobało się jej. To było ciało prawdziwej kobiety, już nie dziewczyny. Ten sen pokazał jej, że zmiany w jej ciele jeszcze się nie skończyły.

3.

Mijały lata. Rok 1215 był najtrudniejszym okresem w dziejach całej Norwegii. Życie w Trondheim, miasta, do którego wyprowadzili się Laurenowie było o wiele prostsze i przyjemniejsze. Rodzina zamieszkała tam, ponieważ znalazła się praca dla Ejmonda, ojca Habatty. Życie toczyło się spokojnie, aż do dziesiątych urodzin Habatty...

Rok 1217 był dla małej Haby przełomem w całym jej krótkim życiu. W osiemnasty dzień marca dowiedziała się powiem rzeczy, która wstrząsnęła ją do głębi. Ejmond bowiem wyznał jej, że najprawdopodobniej w niedalekiej przyszłości przekształci się w wampira. Dziewczynka nie snuła się jeszcze parę tygodni po tym wydarzeniu jak cień, nic nie chciała jeść, nie chciała wychodzić z dziećmi na dwór, nie śmiała się, rzadko wychodziła ze swej izby.
- To nasza wina, mój miły - mówiła do męża zmartwiona Oksana w trakcie niedzielnego obiadu. Zarzucała sobie, że ich jedyna córka dowiedziała się o tym, jej zdaniem za późno. Już wcześniej przecież próbowała jej powiedzieć prawdę... - Gdybyśmy powiedzieli jej wcześniej albo odpowiednio przygotowali do tej rozmowy, zareagowałaby inaczej. Jakbyś postąpił, gdyby ktoś powiedział Ci nagle, że jesteś wampirem?
- Ucieszyłbym się, że mogę spijać krew- zaśmiał się głośno Ejmond.
- Ejmond! To nie jest wcale zabawne, chodzi o naszą Habę!
- Po pierwsze, nie mów do niej "Haba". Ona ma na imię Habatta, - podkreślił ostatnie słowo- po drugie, nie dramatyzuj, wczoraj odbyłem z nią jeszcze jedną rozmowę i już z nią lepiej. Po trzecie, nasza rozpieszczona córeczka po prostu chce zwrócić na siebie uwagę.
- Ejmond, jak możesz? Haba jest całkiem rozbita i nie wie co ma ze sobą zrobić. Wiesz co mam Ci do powiedzenia? Otóż, dla Ciebie nawet własna córka się nie liczy. Masz tylko ją i mnie! Powinieneś o nią dbać, gdy tym czasem dla Ciebie liczy się tylko knajpy i nowe kochanki! - wypowiedziawszy te słowa, Oksana wybiegła z domu. Tego samego dnia znaleziono ją martwą w pobliskiej wsi. Mówi się, że miała atak serca. Mówi się też, że popełniła samobójstwo...

2.

Rok 1215. W norweskim Oppdal panowała wówczas straszna nawałnica, jakiej świat jeszcze nie widział. Niszczyła na swojej drodze wszystko, co spotkała. Mógł być to porządny dom z marmuru, mógł być to lichy krzew.
Ludzie tracili swój dobytek, domy, rodziny, zwierzęta. Nikt nie miał nadziei, że tajfun kiedykolwiek przejdzie. Nadszedł całkiem nieoczekiwanie. Był wtedy pierwszy dzień sierpnia. Niemiłosierny gorąc powodował liczne zawały i choroby, ale ludzie żyli spokojnie, zajęci codziennymi sprawami. Z chwili na chwilę, słońce zniknęło, a zamiast niego pojawiły się szaroczarne chmury. Nikt nie wiedział jaki był powód nagłej zmiany pogody. Ubogie kobiety bały się przeraźliwie, że to koniec świata, lecz nie miały pojęcia, że najgorsze jeszcze się nie zaczęło.

Oksana spojrzała na śpiącą w łóżku córeczkę. Habatta miała piękne czarne proste włosy. Wyglądała jak aniołek. Była taka malutka i niewinna. "To moje szczęście. Moje, słodkie, kochane szczęście...", myślała zadowolona matka. Nagle Habatta obudziła się przestraszona.
- Co się dzieje, moja mała? Boisz się czegoś? - spytała zaniepokojona Oksana.
- Matko... czuję coś. Ten zapach. Co to właściwie jest?
- O czym ty mówisz, Haba? Może opowiesz o tym matce?
- Czuję zapach. Przerażający, trzymający w napięciu. Wiem, że mam tylko osiem lat i niewiele wiem. Ale ten zapach nie daje mi spać. Czuję zapach śmierci, matko. Ten zapach podpowiada mi, że za niedługo wszyscy będziemy się lękać.
- Nie rozumiem o czym musisz, moja mała córeczko. Śpij teraz.
- Matko, nie mogę. Wiem, że jestem inna, niż reszta moich przyjaciół. Mam oczy o żółtym odcieniu, potrafię odczytać przyszłość i uwielbiam zapach krwi. Wszędzie go czuję. Teraz też.
- Habatto, obiecuję Ci, że wszystko ci z ojcem powiemy. Teraz jesteś na to za mała, masz tylko osiem lat. Rzeczywiście jesteś całkiem inna od reszty, jesteś wyjątkowa. Skrywasz w sobie potężną moc, mój skarbie. Obiecaj, że to, co Ci powiem pozostanie między nami. Twój dziadek był wampirem przez całe swoje życie.
Zmarł młodo, porażony piorunem. Źli ludzie chcieli go uśmiercić, bo nie rozumieli, że dziadek był dobry. Podejrzewam, że odziedziczyłaś po nim parę jego najważniejszych cech. Dziadek był charakterystyczny. On również miał żółte oczy, a oprócz tego był bardzo odważny, jak Ty. Jednak on po prostu nie lubił kłopotów i unikał ich, jak tylko mógł. Nie lubił zabijać, ale musiał z czegoś żyć. On się nie przeobrażał w człowieka, moja droga. Zawsze żył jako wampir, od urodzenia. Jego matka, a Twoja prababka go wyklęła, nie przyznawała się do niego nawet na ulicy, a z ksiąg parafialnych w rubryczce "rodzice" wpisano "nieznani". Któregoś dnia jego najlepszy przyjaciel wydał go papieżowi. Cały kraj dowiedział się, że dobry Martin jest wampirem. Dzień później został stracony mieczem... -głos Oksany załamał się. Przez chwilę patrzyła na córkę bez słowa. - Mówię Ci o tym wszystkim, bo uważam, że powinnaś wiedzieć o Twoim dziadku. W naszej rodzinie rzadko kiedy mówi się o moim ojcu, ale on żył! Naprawdę żył! Denerwuje mnie, że nikt z naszej rodziny nie chce się do niego przyznać!
- Już dobrze, matko. Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś... Jestem wstrząśnięta.
- Wiem, moja mała - chlipnęła matka. - Wiem, że to spadło na Ciebie jak grom z jasnego nieba. Długo kłóciłam się z Twoim ojcem, żeby wszystko Ci powiedzieć. Twój ojciec uważał, że nie zrozumiesz tego co się stało z Martinem.
- Matko, wiem, że jestem jeszcze mała, ale chcę wiedzieć o wszystkim, co dotyczy naszego rodu. Miej do mnie zaufanie, proszę.
- Jestem z Ciebie dumna, Haba- uściskała ją przyjaźnie i poklepała delikatnie po małej główce. - Mówisz teraz jak dorosła osoba. Wiedz jednak, że jesteś jeszcze dzieckiem i ciesz się dzieciństwem, póki jeszcze możesz. Biegaj, skacz, śmiej się. I nie przejmuj się, że niektóre dzieci Cię odrzucają. One nic o Tobie nie wiedzą, nie znają Cię. Dla nich liczy się to, że masz w połowie żółte oczy i nic więcej. Dlatego musisz szukać przyjaciół, który docenią Twoją dobroć.

Potężna wichura zaczęła się w nocy, zaraz po silnej burzy i deszczu. Zburzyła większość domostw w Oppdal. Ludzie musieli mieszkać na ulicy. Nie było dobrej pracy, ani przyszłości dla mieszkańców tego miasta.
Po paru dniach z Oppdal wyprowadziło się ponad pięć tysięcy mieszkańców. Rodzina Lauren była zmuszona również się wyprowadzić, gdyż została bez domu.

1.

17- letnia Habatta pochodzi z dużego norweskiego miasta Trondheim, z rodu Laurenów. Zawsze była inna, odstawała od reszty. Dzieciaki w szkole śmiały się z niej, ale wyrosła na dojrzałą, piękną i odważną kobietę. Habatta nie jest mściwa, złośliwa i zła, jak większość wampirów. Pochodzi z rodziny magików, lekarzy i duchownych. Jej ojciec jest pastorem, więc Habatta jest bardzo uduchowiona. Uczono ją, że po mimo tego, kim jest, ma wierzyć w Boga, bo On nikogo nie ocenia z góry. Matka Habatty, Oksana zmarła, gdy dziewczyna miała 10 lat. Była to mądra i nieco naiwna kobieta. Habatta prowadzi podwójne życie. Żeby chronić swoich najbliższych, toczy odwieczną walkę z pomocnikiem Szatana- Wolmerem, który zawsze chciał zaszkodzić jej rodowi. Habatta nigdzie nie może czuć się bezpieczna, musi być czujna o każdej porze. W swoim codziennym życiu spełnia się jako zielarka. Pomaga osobom chorym i cierpiącym. Jest nieszczęśliwie zakochana. Pokochała z wzajemnością przyjaciela Wolmera, na pozór złego, ale w głębi duszy dobrego młodzieńca, który również posiada tajemniczą moc... Habatta spotyka się z ukochanym Ahmedem potajemnie.

Już w wieku 3 lat rodzice wówczas malutkiej Habatty zauważyli symptomy, które mogą sugerować, że dziewczynka przekształca się powoli w wampira. Zaczęło się od koloru oczu: były żółte.
Gdy ojciec Habatty, Ejmond powiedział jej, że prawdopodobnie jest wampirzycą, nie mogła w to uwierzyć. Miała wtedy tylko 10 lat i mało wiedziała na ten temat, więc wiadomość o swoim stanie była dla niej przerażająca.

Habatta w wieku 16 lat urodziła dziecko swojego ukochanego Ahmeda, którego nazwała Histron. Niestety, Habatta musiała wyzbyć się praw opieki nad swoim dzieckiem i od razu po urodzeniu trafiło do sierocińca, żeby nikt nie podejrzewał, iż to dziecko jest właśnie Ahmeda. Rozpętałoby się prawdziwe piekło, bo ich miłość jest zakazanym owocem...

Habatta Lauren fascynuje się grą na lirze i tańcami ludowymi.
Wolne chwile spędza na łonie natury, rozkoszując się śpiewem ptaków. Często przebywa poza domem, zdarza się, że nie wraca do domu na noc, gdyż po prostu... zabłądziła. Ma swój świat, do którego wpuszcza tylko swego ukochanego. Jej marzenia? Pogodzenie Wolmera z jej rodem, bycie z Ahmedem oraz odnalezienie dziecka, które porzuciła.
Zazwyczaj jest w podróży. Lubi jeździć do Oslo, gdzie ma przyjaciół oraz kryjówkę. W każdy drugi dzień miesiąca zamienia się na 40 dni w wampira.

Mimo trudności życiowych, Habatta przyjmuje porażki ze spokojem. Jest pogodzona z losem i bardzo pokorna. Kiedy coś jej się nie powodzi, to motywuje ją, żeby być jeszcze lepszą. Nie roztkliwia się nad sobą, jest silna psychicznie i wytrzymała emocjonalnie. Cierpliwa, stanowcza i konsekwentna. Nigdy się nie poddaje, potrafi dążyć po trupach do celu. Nie lubi palić za sobą mostów. Chętnie wysłuchuje i radzi. Jednak nikt nie jest idealny, bywa niekiedy wścibska, zbyt pewna siebie i trochę lekkomyślna.